niedziela, 26 czerwca 2011

0x03 - @bstR4cT 4bsUrD

A co jeśli żyjemy w zdegenerowanym dwuwymiarowym świecie? Co jeśli nie zostało nam nic ponad te mierzalne, marne: długość i szerokość, co jeśli nawet nie zauważyliśmy zmiany, jeśli zupełnie nic nie zauważamy? Jeśli koniec świata i implozja to w gruncie rzeczy zapadające się wymiary, a nie jakieś tam prymitywne zwęrzanie i rozszerzanie powierzchni / objętości wszechświata? Wszak żyjemy na samym dole tej piramidki i jak wcześniej, tak i teraz nic nie widzimy. Nic nie spostrzegliśmy, czy więc coś tracimy?
Chyba nie. Bo jak możemy tracić coś czego nie doznaliśmy, coś czego nie poznaliśmy, co w żaden sposób nie dało nam wartości? Załóżmy na ten krótki moment, że nasz świat doznań jest taką przestrzenią 2-wymiarową i w żaden sposób nasze jej postrzeganie nie odbiega od tego co znamy dotychczas. Przerażające, prawda?
Ale tak jest! Jak postaci na obrazie tak my - ruchomi - przemieszczamy się wśród równie płaskich przedmiotów, poprzez wzgórza i doliny, nie mogąc dostrzec, nie potrafiąc nawet wyrwać się z ram tych ograniczeń.
Z zewnątrz to wygląda naprawdę strasznie. Światło słoneczne pada nie tak, jakby od złej strony, nierówno oświetlając obiekty, ludzie jak papierowe kartki uginają się pod ciężarem własnej rzeczywistości, perspektywa ginie na ograniczonej ze wszystkich stron powierzchni świata. Nic się nie zgadza, nawet Bóg wydaje się jakiś przyziemny.
Czas zupełnie przepadł, choć nadal na podstawie względnych szacunków orbitowania ciał niebieskich jesteśmy w stanie ustalić jaka jest pora dnia, to tak naprawdę nie potrafimy odróżnić 2,5 roku od 9 dni, a tych od 96 minut. Nie pomogą nam w tym ani zegary atomowe, ani superkomputery. Nic nie tracimy, ale coś nam nadal umyka.
Jaki jest cel? Po co żyjemy w niszczejącym świecie?
Dla piękna? Dla tych kilku pejzaży, widoków które wedle talentu jesteśmy możni przelać na papier?
Dla historii, które z taką zawziętością opowiadamy kolejnym pokoleniom?
A może dla hulanek i muzyki? Aby skocznie podrygiwać i wesoło śpiewać na skraju kończącego się świata?
Istna parodia! Choć równie trudno się śmiać jak i coś zrozumieć!

I następuje koniec. Wszechświat zamyka się w punkcie, w czarnym niedostrzegalnym punkcie. Robi: pyk! i przepada w niepamięć.
Pozostaje tylko ten obraz, jak skoczny błazen ze swoją rozśpiewaną gajdą.

1 komentarz:

  1. Z góry przepraszam, że to napisałem, że tak krótko i tylko dwie osoby mogą to zrozumieć... ale to było takie emocjonujące!

    OdpowiedzUsuń