środa, 26 grudnia 2012

0x06 - Cyb3rpUnk 0.1

Magazyn załadunkowy, a w nim mrowie pracy. Tanki przewożące skrzynki, mechy kontrolujące ruch, kutry wodne napływające pod zadaszenie. Miejski port to istny chaos, działający jednak w jakiś sobie tylko znany sposób. Współpraca maszyn, ludzi, sztucznej inteligencji, kontrolerów tras. Bazy danych, mapy, sensory - płynność i perfekcja. Praca wrze i wydaje się nie mieć końca. Gdzieniegdzie i to od czasu do czasu przechadza się prawie nikomu nieznany sponsor lub producent dopatrujący swojej własności.
- A ten?
Dwóch gości z wysokości obserwujący jegomościa lekko sobie rozmawiają... a i chwila na hazard się znalazła!
- Człowiek. - Odpowiada mu ten o mądrzejszym wyrazie twarzy.
- Kurcze, skąd wiesz? - Pyta, wyciągając jednocześnie z kieszeni ostatniego papierosa. Zamierzał go spalić na fajrancie, a przyszło mu go oddać, ot tak. Chociaż zdrowszy będzie.
- Spójrz z lewej - spokojnie tłumaczy - mokra koszula od potu.
Drugi z uznaniem kiwa głową.
- Dawaj fajkę! - Wyszarpuje mu ją z dłoni, i to z takim impetem, że tamtem zachwiał się i omal, co nie spadł.
Z dołu nie było ich ani widać, ani słychać. Szycha z ochroną poszli dalej.
Wtem zza zakrętu, zupełnie znienacka, gdzieś od strony szeregu kontenerów wyjechali dwaj motocykliści. Szaleńcy jeżdżący dla śmierci, widać było od razu; zresztą to też mieli wypisane na skórzanych kurtkach, na twarzach za to, że to prawdziwie niedobre chłopaki. Jadąc szybko przewracali beczki, potrącali ludzi i niczego nieświadome roboty, bawili się dobrze, ale mieli sprawę do załatwienia. Przerażony i wiadomo, nie tak niewinny ważniak w garniturze załączął uciekać na oślep byle przed siebie. Zły wybór. Błysk w oku, promień światła odbijający się w goglach, dłoń pewnie dokręcająca manetkę gazu do oporu, głośniejszy warkot silnika i tłumik, dym i palona guma za rozkręconym kołem. Pseudoochrona nie mogła nic poradzić, dostali po kopniaku i wyciągnęli się jak dłudzy, już nawet nie wstali. Motocykliści dopadli szychę, łapiąc go każdy ze swojej strony pod ramię w kilka sekund. Nie marnowali czasu na czce pogaduszki, nie zwolnili nawet tempa, trzymając delikwenta w powietrzu dalej przemierzali długą drogę wzdłuż przystani. W tle statki i łodzie na rozległej wodzie, tutaj pot i strach zalewający bogacza i uśmiechem tryskający bandyci.
- Dawaj! - rzucił jeden krótko.
- Ale ni...
Nim jednak zdążył dokończyć chłopcy postanowili przeszurać trochę gagadka po betonowych płytach. I, hop, znów w górę.
- No?
- Wewnętrzna kieszeń - wymamrotał i jakby opadł ze wszelkich sił.
Motocyklista po lewej wciągnął go na tylne siedzenie i z na wpół żywego przystrojonego cielska wyjął digiklucz.
- Masz? - krzyknął ten po prawej.
- Mam.
- Co z nim robimy?
- Z nim? - zastanowił się i zaraz wpadł na prosty pomysł. Wyszczerzył zęby i jednym ruchem zepchnął bezwładne ciało z motoru. Nim przeturlało się ono kilkukrotnie po twardej powierzchni, Szaleńcy Śmierci odjechali w siną dal, w stronę ostrego słońca.

czwartek, 13 grudnia 2012

0x05 - @dM1n

Szybki stukot małych stóp rozniósł się po blaszanej podłodze. Cichy alarm, migocząc czerwonym światłem dawał informację o fatalnym wydarzeniu. W słuchawce na uchu wybrzmiewał damski syntetyczny głos:
- Administratorze...
- Nie tak oficjalnie Alice - przerwał, lecący na złamanie karku starzec.
- Howardzie, sektor 3, bloki od 114 do 125. Kod błędu: e13, problem w relacji szeregowej klient-serwer.
- Dziękuję, Alice.
Wirtualna kobieta zamilkła grobową ciszą, po chwili starzec zwolnił krok, aż w końcu stanął. Wrócił do swojej zwyczajowej pozycji lekko przygarbionego niedołężnego człowieka. Miał jakiś metr 50 i szarą krzaczastą brodę sięgającą do kostek. Ubrany był w szpitalną tunikę, bardzo luźną, a długą do kolan. Starzec nie wypocił z siebie nawet kropli. Z transmitera wyjął pozłacaną wtyczkę minijack i wpiął ją w dziurę w ścianie przy, której się zatrzymał. Po kablu popłynął ciąg dźwięku C-dur, przerywanego czasem ciszą. Starzec dekodował na głos:
- 0 0 0 1, 1 1 0 0... - i tak dalej.
Odłączył kabel i podłączył go z powrotem do transmitera. Alice - interfejs dźwiękowy - już przetwarzała zerojedynkowy kod.
- Proszę o odwzorowanie - wypowiedział do mikrofonu przy ustach i nie wiadomo skąd wyciągnął okulary AR. W części ich wizjera ukazał się niezbyt wyraźny obraz. - Rejestruj.
Chłopak przed pecetem wykrzykuje w bezradności swoje żale poprzez wideorozmowę z zarządcą portalu. Widoczne wideo nie ma fonii, trudno powiedzieć o czym dyskutują, ale dwuwymiarowa postać, nawet trudno powiedzieć czy realna, zdaje się być głucha na słowa użytkownika. Chłopak zmęczony obsuwa się na blat, zarządca zamyka okno rozmowy.
Starzec-administrator niecierpliwie tupie nóżką aż w porywie jakiejś myśli przełącza się znów słuchawkami na kolejny pakiet, wpina jack pod 115. Napływają binarne cyfry, tym razem nie prosi Alice o nic. Odczytuje zaszyfrowane wideo: płacząca dziewczyna ze smartfonem w dłoni. Administratorowi drży warga. Natychmiastowo otwiera niedostrzegalną do tej pory skrzynkę pod kolejnymi liczbami i zwinnie łączy oba erjotką. Zadowolony z wykonanej pracy otrzepuje dłonie.
- Dobra robota... Howardzie.
I znów, wtyk jack, transmiter, mikrofon. Na ścianie zapala się kilka zielonych diod - sytuacja rozwiązana samoczynnie, fałszywy alarm.
Starzec zamiast w spokoju odejść, odbiega sprawnie w głąb tunelu, by nagle zniknąć za zakrętem. Stukot stóp ucicha. Zapada głęboka dojmująca cisza.

*

Zza pleców przygarbionej postaci widać jak lecą na lewo i prawo rozżarzone iskry. Ciemne i ciasne pomieszczenie rozświetla sobie jedynie lampką na czole, siedzi przy biurku i ewidentnie coś naprawia. Trwa to chwilę, iskry nikną, starzec się prostuje na krześle, wyłącza i zdejmuje lampkę. Zapada absolutna ciemność. Słychać jak sięga po urządzenie i je chowa do kieszeni. Zapala światło, pomieszczenie okazuje się być całe metaliczne, błyszczące i sterylne. Starzec otwiera przesuwne drzwi i sięga po tunikę, zdejmuje jedną i zakłada drugą, bladozieloną.
- Alice...
- Howardzie - tym razem przerywa v-kobieta - przygotowałam już optymalną drogę z opcją powrotu. Wybrać tryb audio, wideo czy interaktywny?
- [I] - odpowiedział lakonicznie. Alice jednak była gotowa mu wybaczyć, rozumiała powagę sytuacji.
Z właściwym sobie skrzętem blaszane drzwi pomieszczenia otworzyły się. Niczym na wystrzał startera starzec zamienił się w dwudziestoletniego sprintera. Miał jednak tę trudność, że musiał pokonywać 90-stopniowe zakręty w wąskich korytarzach, a robił to naprawdę imponująco.
Pasma neonowych świateł wskazywały mu drogę, nie trudno było je dostrzec, choć bez nich nie odnalazłby zadnej ścieżki w tych majestatycznych zakamarkach. Nie zwalniał tępa, niejako wyzywając Alice na próbę, gdyż musiała poradzić sobie z wielozadaniowością: naścienne wskazówki wytyczające drogę nieustannie aktualizowaną do najszybszej oraz otwieranie i zamykanie kolejnych bram tzw. in/out. Poradziła sobie wyśmienicie, jak zwykle zresztą.
Administrator zatrzymał się przed drzwiami z migoczącą na bladozielono literą "S". Z kieszeni wyjął kółeczko z kluczami prywatnymi i przekręcił jeden w zamku. Drzwi zniknęły, na wpół w podłodze, na wpół w suficie. Starzec już opanowany wszedl spokojnym, wręcz nieco powolnym, ostrożnym krokiem do środka. Na setkach maszyn peakowały i opadały w dół zielone kropeczki. Wszystko, ok. Administrator poszukiwał nieregularności. Nie, nie chodziło o formułę potrafiącą wyrazić falujący trend świateł, chodziło o coś bardziej przyziemskiego. O czarny punkt, obszar, pomiędzy gromadą tych świateł. Szedł chwilę i znalazł. Otarł czoło przedramieniem, choć było zupełnie suche. Otworzył skrzynkę. Ze skrzynki wysuneła się mniejsza skrzynka; do góry odskoczyła klapka. Podniósł ją.
- Tylko jedna szansa - przypomniał sobie jakby walczył o życie.
Niewiadomo skąd wyciągnął uprzednio przygotowane urządzenie, płytkę drukowaną z mikrochipem. W jednej ręce trzymał naprawioną, drugą sięgał do skrzynki.
- Prąd płynie, nieustannie - skupiał się na zadaniu - uszkodzona płytka nadal jest częścią witalną systemu... - mówił dalej, lecz coraz ciszej. W końcu tylko poruszał ustami.
Elektron, proton, elektron. Wysunął jedną płytkę, by w przeciągu kilku okresów Plancka, wcisnąć na jej miejsce naprawioną. Zastygł w bezruchu, nie mrugnął nawet oczym. Po chwili zapaliły się pierwsze zielone kropeczki, migotały jednostajnie, aż zaczęły skakać i opadać. Wypuścił z płuc powietrze. Uff, kolejne zadanie wykonane.
- Alice, droga powrotna, najkrótsza i future logi dla danego banku.
- Tak, Howardzie - przyjęła.
Ściany znów zaświeciły cienkimi liniami zieleni, którymi biegiem postąpił starzec. Do jego ucha docierał równomierny głos Alice:
- Tysiące ludzi z ulic powoli rozchodzi się do domów. Porzucają prymitywne przedmioty: chorągwie, transparenty, flagi... - kobieta podaje dane statystyczne. Ilość mężczyzn, kobiet, rodzin z dziećmi. RFID, karty kredytowe i inne, itd.
- A logi bieżące? - z niepokojem pyta starzec.
- Na zgromadzeniu miały miejsce dwa incydenty o podwyższonym priorytecie: zasłabnęła kobieta i doszło do bójki między stronami. Mogę skompletować cały przebieg z materiałów cyfrowych dostępnych w chmurze.
- Nie, dziękuję. - Zamyślił się. - Alice?
- Tak?
- Nie, nic. Jesteś wolna.
W słuchawce ponownie zaległa cisza.
- Po prostu zastanawiam się czy dobrze zrobiłem...
Lecz niepewne słowa nie dotarły do niczyich uszu.